Niesamowicie dobre kino, świetna fabuła, scenografia, muzyka i przede wszystkim aktorstwo. Cały seans czułem jednak jakbym oglądał nowy film Tarantino. W zasadzie może właśnie dlatego aż tak mi się podobało :)
Ja z kolei czułem się jakbym oglądał film braci Coen, tyle że zakończenie było. A propos zakończenia, tu miałem skojarzenia z Od zmierzchu do świtu. Generalnie polecam, bo świetnie zagrany film.
Bo się kojarzy z jego reżyserią? Nie dziękuj za odpowiedź :) Moja pierwsza myśl po obejrzeniu tego filmu - coś jak Quentin z Rodriguezem za dawnych czasów. Tylko tak ciut mniej brutalnie, super film.
Moim zdaniem też podobne do stylu QT ale on ma jednak lepsze dialogi. Może bardziej zapadające w pamięć. Mimo tego film świetny
quentin by to zrobil lepiej, tutaj teoretycznie wszystko bylo na swoim miejscu ale jednak akcja momentami zbyt rozwleczona byla
Tarantino zrobił bardzo podobny film, bodajże Cztery pokoje. Jestem świeżo po seansie Źle się dzieje w el royale, cały czas miałam skojarzenia z filmem Tarantino, ale bardziej mi się podoba ten drugi.
ogladalem sto lat temu (4 pokoje) ale pamietam ze mi sie b. podobal, chyba trzeba bedzie odswiezyc
Ale cztery pokoje były pierwsze, więc stąd moje porównanie. Ósemkę słabo pamiętam, więc się nie wypowiadam.
4 pokoje to słaby film, zdecydowanie najgorszy Tarantino, z oceną o co najmniej 2-3 pkt. zawyżoną dzięki temu, że w linijce reżyseria widnieje nazwisko Quentina. Za to "źle się dzieje(...)" ogląda się świetnie, bez porównania lepszy film.
ja tylko czułem że Quentin zrobiłby to o niebo lepiej, może to kwestia obsady, poza Hammem wszyscy jakoś nijako wypadli
dowaliłby humor dla gimbusów, groteskową rzeźnię i jakąś niepasującą muzykę jak w Django ;D
Dobry żart, "humor dla gimbusów", naprawdę dobre. To raczej gimbusem trzeba być być nie rozumieć żartów Tarantina w robieniu tego kina. Choć to własnie kino uważam za dość kontrowersyjne i abstrakcyjne jednocześnie, to jednak niepodważalnie jest genialne w swojej konstrukcji.
szczególnie Hitler który wychodzi i prosi o gumę do żucia był żartem wybitnie głębokim ;D
Oj tam, nie czepiej się semantyki.
Mi głównie chodzi o to, że Q boi się zrobić film na poważnie w 100% dlatego ucieka się do śmieszkowania, bo wtedy nawet jak mu coś nie wyjdzie to i tak może się wybronić tekstem "że to groteska i tak miało być"
Tarantino z groteski uczynił sztukę. Nie podoba Ci się to ok, jednak nie daje Ci to od razu prawa do bezsensownego hejtu. W ten sposób jedynie twoje komentarze staja się gimbusowe.
Jakiego hejtu? Ogarnijcie się.
Quentin po Death Proof obniżył loty niesamowicie. Wszyscy chyba się zgodzimy że jego najlepszym filmem jest Pulp Fiction.
Facet opowiada jak to się nie wzoruje na na mistrzu Sergio Leone, a z drugiej strony epatuje bezsensowną przemocą czy akcjami typu "obciąganie czarnego kootasa"w Hateful Eight.
Tak, sztuka też może być groteską, dlatego całe szczęście, że jako ludzie jesteśmy różni i różnie możemy odbierać różne dzieła.
Ja jednak podzielam wrażliwość kolegi/koleżanki wyżej co do filmów Q.T.
Co do filmu - był genialny i nie mogłem się oderwać. Polecam i pozdrawiam.
Tarantino by mógł to zrobić jednak chyba lepiej.Dodac jakies fajne zarty lub powiedzonka.Film bardzo dobry ale czegoś w nim zabrakło.
EDIT. Wg. różnych szacunków wyszedł ledwo na plus, na zero albo nawet stracił. Szkoda, kolejny przykład iż hamburgery wolą Avengersów, a przy takim kinie można też się fajnie bawić.
Film naprawdę świetny. Avengers to trochę inne kino i też jednak udane. Ale wracając do tematu, to super film, dobro i zło, czerń i biel w różnych odcieniach. Złodziej i zapewne morderca jako dobry, porywaczka w dobrym celu, dobry agent, sekta, zła siostra, nawrócony zabójca, wow jeszcze raz powiem super. Akcja na małej przestrzeni, krótki czas a tyle się dzieje.
Też miałem takie skojarzenie :) Widzę, że nie jestem sam. Jednak Quentin nie zrobiłby takiej słabej końcówki (ta spowiedź, brrr).
W sumie Quentin też zrobił film, którego akcja dzieje się w hotelu "Cztery pokoje", choć el royale czasem przypominał mi nienawistną ósemkę, a postać Billiego jest podobna do Charlesa Mansona o którym będzie najnowszy film "Once Upon a Time in Hollywood "
Brakuje Quentinwskiej magii, coś sprawia że filmy Quentina idzie rozróżnić od innych nawet podobnych, w takim BB Driverze czuć było inspiracje Quentinem ale podobnie jak tutaj nie powiedziałbym nigdy że to film tego samego reżysera.
...a z kolei ja, jakoś dziwnie czuję się po seansie, jakbym obejrzał "Niezawistną ósemkę" w nowej scenerii. Co nie umniejsza klimatowi tego filmu. Bo tajemniczym i intrygującym początku, końcówce zabrakło trochę finezyjnego animuszu, spodziewałem się co najmniej krwawej rzezi rodem z QT.
Także nie mogłem oprzec sie uczuciu że reżyser wzorowal sie na Quentinie. I tutaj wlasnie jest punkt: wzorowal sie, podobieństwo bije po oczach ale widac kto tutaj jest nasladowanym a kto nasladujacym. Film bardzo dobry jak dla mnie aczkolwiek pewnie Q zrobilby to lepiej. Brakuje Christophera Waltza ;)
Juz po przeczytaniu opisu filmu stwierdzilem ze bedzie to "taka nienawistna siódemka" i za bardzo sie nie pomyliłem :)
Fakt można ten film łączyć z dziełami Tarantino. Forma przypomina Cztery Pokoje, Nienawistną ósemkę czy nawet Kill Billa.
Zwłaszcza w podziale filmu na rozdziały, melodyjną muzykę rozpoczynającą poszczególne rozdziały, dynamiczny montaż czy wysmakowane kadry. Niektóre kadry w tym filmie to majstersztyk.
No i to jest smutne, że jest to film zdecydowanie lepszy od nowego filmu Quentina ;)
Ciężko jest mi ocenić ten film. Z jednej strony jest świetnie zrealizowany, świetnie budowane jest napięcie. Ogląda się go całkiem przyjemnie mniej więcej do połowy , później jest już oklepany schemat i jak gdyby cały tajemniczy klimat pryska. Oczekiwałem , że bohaterowie zbiorą się w jednym pomieszczeniu i będą gadać przez cały film jak to w ostatnich filmach Tarantino, jednak na szczęście tak się nie stało. Mimo wszystko uważam, że warto obejrzeć. Jeff Bridges jak zwykle świetny.