Motywem przewodnim filmu było, jak dla mnie, odsuwanie konsekwecji swoich działań. Oppenheimer odsuwał od siebie i innych, jeżeli o to pytali, odpowiedzialność za stworzenie bomby przez większość czasu. Nie myślał o konsekwencjach spotykania się z Jean, ani o tym jakie znaczenie dla władz mogą mieć jego komunistyczne sympatie.
Najlepiej wybrzmiało to dla mnie w momencie, gdy Kitty znajduje go pod skałą, po śmierci Jean i na samym końcu filmu, gdy o konsekwencjach wspomina Einstein.
Z filmu wyłania się obraz człowieka, który żyje chwilą, stara się nie dopuszczać do siebie myśli, jaki wpływ mają jego działania na świat dookoła. Wątpliwości w końcu przychodzą, ale później, gdy on sam nie ma już wpływu na wydarzenia i ogląda swoje życie trochę z boku podczas przesłuchań komisji.