W przerwie między kolejnymi bajernackimi superprodukcjami Yimou nakręci skromny film o ojcach i synach, którzy są dla siebie obcymi ludźmi. To medytacja o podróży ku odkupieniu i zgodzie. Czasem można usłyszeć, że nie cel jest ważny, lecz droga. Zdarza się jednak, że i cel jest istotny, a pozostając w drodze, można ten cel utracić raz na zawsze. Takata próbuje odzyskać umierającego syna wyruszając w podróż do ukochanych przez pierworodnego Chin. Jego obsesja by nakręcić występ śpiewaka chińskiego sprawi, że przegapi on szansę na ostatnie spotkanie z synem, którego nie widział od lat. I choć stracił tę najcenniejszą chwilę, zyskał wiele mądrości obcując z innymi ludźmi.
Prosty film, nakręcony z udziałem wielu naturszczyków jest spokojną medytacją nad ludzkim losem. Jest jednak również niebezpiecznie laurkowatym spojrzeniem na współczesne Chiny, co może odstręczyć wiele osób świadomych problemów z prawami człowieka. To tez obniża trochę moja ocenę, ponieważ za mocno czuć tu propagandę w stylu amerykańskiego "feel good".