Jest jakiś taki chaotyczny i psuje cały film, po cholerę to wymyślili (ten sposób reżyserii) przez to
film na tym traci. A może mi się tylko tak wydaje?
Mann na którymś odcinku swojego życia, ubzdurał sobie że nie będzie kręcił na taśmie tylko na cyfrze. W ten sposób kręci już od ponad 10 lat. Efekt moim zdaniem jest straszny, ponieważ ja NIE CIERPIĘ cyfry w kinie. Zdaję sobie sprawę że świat idzie do przodu i coraz więcej filmów jest tak kręconych. Z tym, że współczesne profesjonalne cyfrówki potrafią naśladować kamerę filmową, co widzom pozwala nadal cieszyć się kinem nie zaś wysokobudżetowym teatrem TV. U Manna, niektóre ujęcia sprawiają wrażenie jakby ekipa kręciła film na Samsungach z Media Marktu. Oglądając "Wrogów Publicznych", za każdym razem dopóki ktoś się nie odezwał po angielsku, miałem wrażenie że oglądam polski "Czas Honoru".
To było specjalnie zrobione, aby film był bardziej realistyczny, jakby może dokumentalny? Mi akurat ten sposób prowadzenia kamery się podobał.
Tak, sprawiało to troche wrażenie jak bym oglądała dokument. Jeśli zamierzony efekt to słabo wypada, szczególnie kiedy mamy do czynienia z wysokim budżetem. Trzęsienie się kamery, mały plan, częste zbliżenia, ujęcia z dziwnych pozycji, jak by próbowano podglądać bohaterów. Mi się nie podobało, psuło efekt i sprawiało, że wyglądało jak produkcja telewizyjna. Świetny scenariusz, obsada i kostiumy, a prowadzenie kamery psuło na tyle oglądanie, że obniżyłam ocenę. Myślałam, że może film się zestarzał, ale tak się dzieje przy efektach komputerowych.
To jest właśnie w tym filmie najlepsze. Zupełnie mi nie popsuło odbioru. Są sceny które wręcz nazwał bym perełkami reżyserii np: http://www.youtube.com/watch?v=pTevWX-RQ-E
MOŻLIWY DELIKATNY SPOILER !!!!
Ale Mann ma ostatnio taką tendencję, żeby kręcić w sposób stylizowany na kamerę video- nieśmiało przemycał to już w "gorączce", a w "zakładniku" już dawał tym po oczach równo. Więc idąc na kolejny film Michaela Manna byłem na to z góry przygotowany i mnie to jakoś specjalnie nie drażniło.
Ale przyznaję, że o ile w "zakładniku" ten efekt dodawał realizmu (choćby w scenie w której Cruise wywalił się o krzesło) to w tym przypadku mimo gotowości też miałem z tym problem, bo efekt video średnio pasuje jako środek do zwiększenia realizmu w filmie, którego akcja dzieje się długo (!) przed erą tej technologii.
trochę jak z ruchomą kamerą która miała dodać realizmu w scenach na plaży z Rayana- fajnie fajnie, ale komu głowa tak lata ( jak słusznie zauważył Żuławski)
Słowem czasami można przegiąć z tym całym "realizmem" i tak chyba było i tutaj.
ALE(!) wybroniło się pod koniec, jeśli wiecie co mam na myśli... ;)
Bo mi przeszło wtedy przez głowę takie "o w mordę! jakie to banalne!" a że odczucie po filmie jest dla mnie jednym z najważniejszych wyznaczników oceny- 8/10
Dokładnie. Wyglądało to momentami jak jakiś dokument. Kamera telepała się na prawo i lewo w scenach gdzie Dillinger wiał.
Ja miałam wrażenie, że zbrakło tutaj stabilizatora obrazu. Owszem w niektórych momentach potrząsanie kamerą jest na miejscu, ale często zdarza się, że tylko to irytuje... Takich wstrząsów kamerą spodziewam się tylko oglądając armagedon, kiedy cała kula ziemska będzie się trzęść w tym samym rytmie. Poza tym, jedynym walorem w tym filmie jest Johnny Depp :)
Nie we wszytkich scenach to kłuło w oczy, ale myślę, że rekwizyty, krajobrazy, klimat tamtych czasów zdecydowanie ucierpiał. Większość była okrojona przez ten sposób kamerowania, nie czuło się przestrzeni.
Mnie też irytowała ta maniera nibydokumentalna. Zdjęcia wyłącznie albo niemal wyłącznie kręcone z ręki, bez statywu. Zatem roztrzęsione ponad miarę. I ta faktura obrazu, jakby żywcem przeniesionego z taśmy VHS. Do tego wiele scen rozgrywa się w mroku i pozostaje mało czytelnych. O ile twarze dwóch głównych protagonistów rozróżniałem dość dobrze, o tyle twarze pozostałych postaci - nie zawsze. Czasem nie miałem pewności kto do kogo właśnie strzelił; czy to agent federalny oberwał czy gangster...
Niby paradokument, niby sama prawda, a tu... scena bezkarnych odwiedzin (nie rozpoznanego) Dillingera w (opisanej!) siedzibie biura dedykowanego poszukiwaniom tegoż Dillingera - odleciana (w swej quasi-sennej poetyckości) na maksa!
dla mnie praca kamery to zdecydowanie atut w tym wypadku, właśnie to lubie ostatnio u Mann'a, dzieki temu jego filmy są znacznie "żywsze"
Mann nakręcił "kamerą z ręki" moim zdaniem swój najlepszy film czyli "Informatora" i dało to znakomity efekt. Niestety moim zdaniem przy Wrogach publicznych cyfra psuje cały klimat epoki. Żeby chociaż byli kręceni na normalnej taśmie....
Fabularnie, scenograficznie i aktorsko film jest dobry, ale wkurza tu praca kamery i współczesna muzyka. 'Zakazane imperium' pod względem stylówy tak bardzo wpasowało się zarówno do epoki, jak i pod kanony gangsterskich klasyków typu 'Ojciec Chrzestny', a tutaj Mann próbował nakręcić całkowicie współczesny film dziejący się 80 lat temu, co niestety dało kiepski efekt.
Widzę że nie tylko mi to wpadło w oko. Czasem praca kamery jest świetna bo można się poczuć jakby się w nich uczestniczyło, ale w większości przypadków wyglądają jakby ktoś je kręcił telefonem i wkleił w film bez montażu.
Chociaż ostatnia scena, jak Dilinger wychodził z kina i go zabili była nawet niezła. Slow motion, muzyka potem raca, dziennikarze to było na prawdę dobre.
Ha, a ja myślałem, że może to tylko u mnie coś nie tak z odtwarzaczem/płytą/TV :)
Mnie też to irytowało w tym filmie, kompletnie psuło klimat. Czasem miałem wrażenie, że oglądam jakiś materiał dokumentalny z planu. Czasem aż za bardzo "widziałem" jak aktorzy biegają po planie i udają.
Taki styl reżyserii ma zarówno swoich zwolenników jak i przeciwników.
Jeszcze był Blair Witch Project który był dość kontrowersyjny pod względem reżyserii. Gdyby to był prawdziwy reportaż to byłoby super a tak to wyszło takie oszukiwanie widza na jego życzenie, tak bym to określiła no ale to dotyczy Blair Witch, natomiast u Wrogów Publicznych nie dość że była chaotyczna kamera to jeszcze miało się wrażenie że film był kręcony kamerą telewizyjną a nie filmową a taki sposób reżyserii (kamerą telewizyjną) był typowy w szczególności dla starych filmów polskich co mi się zawsze nie podobało.
Nie jestem przeciwnikiem takiego stylu samego w sobie, po prostu we "Wrogach publicznych" publicznych mi nie podszedł. W moim przypadku te ujęcia, które wyglądały jak kręcone bardziej "amatorską" kamerą wcale nie powodowały większej immersji, raczej odwrotnie.
W Blair Witch natomiast bardzo mi się to podobało :) Ten film miał udawać amatorski dokument, wydaje mi się że w takiej konwencji ten styl sprawdza się dobrze.
Cóż, mogę się tylko zgodzić :)
Pozostaje mi czekać na kolejną odsłonę "Wrogów Publicznych" tym razem kręconych tradycyjną metodą, najlepiej także z Johnnym.
Są też tacy, którzy kochają te zdjęcia/te ujęcia/sposób narracji Michaela Manna. Ja do nich należę. Dla mnie to uczta. Na szczęście jest wielu reżyserów wybitnych i każdy znajdzie coś dla siebie. Pozdrawiam :)