Gbur, którego boją się dzieciaki [David] okazuje się mieć złote serce. Zjawa, która nawiedza miasto [Nathann] okazuje się być mistyfikacją, sterowaną przez osobę trzecią. Miły starszy pan stojący na uboczu całej draki [Jefferson] ściąga maskę i drze się 'gdyby nie wy wścibskie dzieciaki i pies Franka, to wszystko uszłoby mi na sucho !!'
Klasyczna Hanna-Barbera.
W samą grę niewiele się wczułem i niewiele mnie zaskoczyło.
Szkoda, że do samego końca próbowano mi wciskać 'popatrz tu', 'przeczytaj to', 'może walnij fotkę?'. To, że w zakończeniu w ogóle zignorowano wątek Kate to już skandal.
To był najlepszy element gry i przez moment mogłem ją nawet postawić jako priorytet [przed Rachel] w śledztwie. I co dostajemy? 'Wielkie dzięki Max, wolałam umrzeć' i statystowanie na pogrzebie.